sobota, 17 lipca 2010

"Opowieści śmietnikowe"






Dziś chciałabym opowiedzieć o ostatniej wyprawie mojego męża do Warszawy (z racji tego, że przez trzydzieści pare lat tam mieszkaliśmy są sprawy, które wymagają wypadów Piotra do Warszawki). Oczywiście pobyt nie może się obejść bez "wypraw" na śmietnik - wiem jak to brzmi, (mieszkaliśmy oboje w "starych" dzielnicach Warszawy). Ochota, Wola to dzielnice pełne starych kamienic i bloków - nieskończone skarbnice różnych rzeczy wyrzucanych rankiem na śmietnik. Mój mąz (nie będąc jeszcze moim męzem, nieświadom biedaczek niczego, gdy po raz pierwszy zobaczył co ja robię rano w dzień wolny od pracy np. w sobotę to prawie się ze mną rozstał - chodzi o moje urzadzane chyłkiem wyprawy śmietnikowe. Ile razy stoczyłam prawie bój o jakieś rzeczy z miejscowymi "kloszaradmi" tego nie policzę, ale zawsze coś się fajnego może zdarzyć - np. stary zestaw kilku pojemników z brązowego Włocławka, niesamowite kufelki do mrożonej kawy czy sygnowany wielki dzban z okresu międzywojennego...Zdarzają się tez większe znaleziska - szafa dębowa czy toaletka z wielkim, fazowanym lustrem. Wiem, ze pewnie niektóre z Was wzdrygną się z niesmakiem to czytając - ale jak na razie wyhaczam tylko to co stoi obok pojemników, do środka nie nurkuję.....na razie hihi.
Więc po kilku latach przebywania ze mną Piotrek sam ew. ze Swoimi Rodziacami urządza rano wyprawę na pobliski śmietnik. Z tej ostatniej wyprawy przywiózł mi dwa, fajne, drewniane krzesełka, metalową, wielką konewę, metalowe, brązowe wiaderko, wielgachną donicę. Cieszę sie bardzo, bo wiem ile go to kosztuje - myślę, ze wsydzi sie bardzo ale czego się nie robi dla takiej walniętej baby jak ja. Coś z nimi zrobię, może wyczyszczę - odmaluję jeszcze nie wiem....
Życzę "Wam" Dziewczyny miłego wieczoru.

środa, 7 lipca 2010

Zielony "letniak"






Dziś chciałabym pokazać "letniak" czyli miejsce gdzie gotuję w lato czyli kuchnię letnią - gdy w drewnianej chałupie jest zbyt gorąco by gotować czy robic przetwory. Wiem, że teraz "letniak" czyli kuchnia letnia jest niezbyt czesto spotykana bo są wentylatory i okapy, które pomagają utrzymac stałą tem. w domu. U mnie niestety tego nie ma, więc korzystam z "letniaka" od wiosny do jesieni tym bardziej, że jest on umiejscowionyw poblizu podwórka (gdzie całe lato toczy się życie). Niestety sciany są z plastikowych paneli (nie lubię takich bardzo), ale łatwiej utrzymac takie ściany w czystości, np. sprzatnąć po zimie. Jest tam oczywiscie sporo rzeczy, które jak to mówi mój Piotrek zagracają to miejsce i są zupełnie zbędne ale ja takie lubię i już. Sprzęty to starocie i jak mówią niektórzy graty (szczególnie ludzie tutejsci, którzy do leniaka nigdy by sie nie przyznali nawet gdyby go mieli). Sprzety takie jak lodóweczka - malutka, zlew i kuchenka są po drugiej stronie). Dla mnie to miejsce przyjemnie nawet wtedy gdy gotuję przysłowiowe "kluchy". A skoro mieszkam na wsi muszę mieć kuchnię letnią. Słuzy mi juz przez pięć lat i mam nadzieję, ze jeszcze trochę....Pozdrawiam Was serdecznie, miłego dnia.